rosemann rosemann
2381
BLOG

Polska Tuska i Polska nieTuska (polemika ze wszystkimi)

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 59

 

 

Przytaczałem już kiedyś bez wątpienia opowieść Wańkowicza z września czy października 1939 r. o uchodźcach polskich, co się zebrali w naszej ambasadzie w Bukareszcie. Doszło wśród nich do licytacji na wróżby dotyczące dalszego ciągu zdarzeń, które dla nich i dla całego świata zaczęły się gdy Schleswik Holstein wystrzelił w stronę Westerplatte a Luftwaffe zbombardowała Wieluń. Autor opowieści, słuchając optymistycznych przewidywań, sprowadzających się najczęściej do przekonania, że na wiosnę Anglia i Francja ruszą i będzie po tak zwanej „herbacie”, wstał rozdrażniony i wyraził przekonanie, że wojna potrwa z pięć lat a po niej trudno będzie wskazać zwycięzców. Na owe pięć lat natychmiast zareagował jeden z obecnych.

- Pięć lat? Toż naród nie wytrzyma!

- No to nie wytrzyma. – odpowiedział Wańkowicz chłodno.

Sprowadzanie spraw istotnych do prostych recept i powierzchownych ocen to chyba znak szczególny i sport narodowy Polaków, przekonanych szczerze, że „i ni z tego nie z owego mamy Polskę na pierwszego”.

Tytułowa dychotomia jest właśnie takim uproszczeniem i takim skrajnie powierzchownym podejściem do sprawy bardzo istotnej czyli jakości państwa, która jest oczekiwana. Nie ukrywam, że inspiracja dla mnie jest część głosów, które znalazłem pod moim wczorajszym tekstem, także pochylającym się nad problemem akceptowalnego stanu tej części państwa, która stanowi i może stanowić jego „głowę”. Sprowadzają się one mniej więcej do tego, co znajduję w komentarzu Syzyfaoptymisty. „To co, PiS be, bo Hofman i Kaczmarek be? Skoro tak to niech nam dalej rządzi Tusk! Ku chwale Ojczyzny i wszystkich prostoidących!”* napisał ów bloger a inny moje odmienne od takiego stawiania sprawy zdanie skomentował z większym przytupem: „Naprawdę? Jeśli taki jest Pana osąd, to jest Pan bardziej czerwony, niż szkarłat sromu Messaliny po dwudobowej konfrontacji z rzymską ....

To moja ostatnia wizyta na pańskim blogu.

Nie będę ścigać się z kolegą w ocenie intensywności owego szkarłatu, bom w inkryminowane miejsce nie zaglądał zatem jestem mocno niezorientowany. Co innego Polska Tuska i Polska nieTuska. W tej sprawie do powiedzenia mam tyle, że jest to, daruje mi Syzyfoptymista, bardzo prymitywny sposób rozmowy o przyszłości.

Oczywiście wiem, że uproszczenie to nie oznacza wcale, że obaj cytowani i wszyscy, co ich opinię a może i ekspresję podzielają, każdą Polskę nieTuska zaakceptują. Nie zaakceptują Polski takich nieTusków jak Miller, pajac z Biłgoraja, neofita Gowin a nawet, jak mi się wydaje, Polski nieTuska Ziobry.

I tu dochodzę do istoty sporu o Polskę. Pisał dawno temu wieszcz „Szli krzycząc Polska, Polska, aż pewnego razu, tak krzycząc zapomnieli na ustach wyrazu, pewni jednakże że Pan Bóg do synów się przyzna, szli dalej krzycząc: Ojczyzna, Ojczyzna… Wtem Pan Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka, spojrzał na te krzyczące i zapytał: jaka?

I na tym zasadza się różnica między moim widzenie tej Polski, którą Tuskowi trzeba zabrać. Podzielam tę umieszczoną wyżej boską konkluzję jako najistotniejszą. Mam jednak poczucie, że moi koledzy rzecz widzą odrobinę odmiennie. Odrobinę, która jednak stanowi o przepaści naszych stanowisk. Wychodzi więc, że o ile ja martwię się jaka Polska, koledzy zaczynają od pytania „czyja”.

Napisał kolega Balt „Powiem tak. Rzecz najważniejsza to wykopać Tuska bo to jest fizyczne być albo nie być tego narodu. I nie ważne czy z Kaczmarkiem, Hofmanem czy z samym diabłem. Później można się martwić co dalej.”**

Wybaczy mi, mam nadzieję, kolega Balt jeśli skomentuję to jego oczekiwanie kolejnym nawiązaniem do wieszcza. Myślenie kolegi powtarza nieśmiertelny schemat „Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, Ja z synowcem na czele i? - jakoś to będzie !" Otóż nie będzie!

Polska to zbyt poważny projekt a okoliczności zbyt groźne, by „jakoś było” na zasadzie sznurka i gwoździa.

W kwestii „jaka” jakość pretendenta do brania za nią odpowiedzialności to rzecz najważniejsza. Ja wiem, że na wojnie, jak to na wojnie, łatwiej zostaje się generałem. Tyle, że jeśli ja mam zakładać, że ta wojna nigdy się nie skończy, to szkoda w ogóle strzępić języka.

Można by pomyśleć, że na punkcie pana Hofmana z PiS (bo o niego wczoraj poszło a pan Kaczmarek robił za tło bo za nic innego robić nie mógł) mam jakąś obsesję. Nie mam bo w naturze nigdy dalej niż na metr się nie zbliżyłem do pana rzecznika a i uwagi zbytniej mu nie poświęcam gdy nie daje okazji. Mam natomiast obsesję tego, że byle komu po prostu matki się nie oddaje a Polska, jakby nie patrzeć, to macierz nasza powszechna. To „byle komu” pisze z cała uczciwością mej oceny. W niej zawiera się także i krytyczny stosunek do samego siebie, któremu najbiedniejszej gminy bym we władanie nie oddał. Bo i jedno i drugie, Polska i ta gmina, na ludzi marnych nie zasługuje.

Oczywiście zgadzam się, że nie samym Hofmanem PiS stoi. Zatem sądzić można, że jego marność aż tak grozić nie jest w stanie, jak ja staram się sugerować. Może i nie samym Hofmanem. Ale to, jak szybko w sytuacji , która nie budząc już wątpliwości natury prawnych, budzi całą masę innych wątpliwości (nie jeden raz o nich pisałem), Hofman odzyskał dawną pozycję i, jak się wydaje, dawne wpływy, pokazuje, że Hofman samotności w PiS obawiać się nie musi. Te wpływy są na tyle duże, że pozwalają sadzić, iż uosabia ów polityk „PiS przyszłości”. I to jest odpowiedź na błędną choć proroczą zapowiedź kolegi Balta, że „Później można się martwić co dalej”. W panu Hofmanie jest właśnie to „później” panie Balcie. To, o którym wśród nas się nie rozmawia choć powinno.

Dziś doskonale widać, że minione ignorowanie informacji o ludziach stanowiących „PO przyszłości” w rodzaju panów Rosoła czy Olszewskiego na ten przykład, odbija się części tych, który chcieli, by najpierw „było przepięknie” a martwić też pewnie zamierzali się później,  porządną zgagą. A popełnianie błędu durnych lemingów nie jest chyba tym, co ich przeciwnicy najbardziej chcieliby popełniać. Tyle, że samo to się nie zrobi. Kto wierzy, że nagle przeistoczy się pan Hofman, dziś pewnie człowiek numer trzy w PiS, w coś między świętym Franciszkiem, Cyncynatem i „Żelazną Maggie”, jest naiwny. Pan Hofman, „przyszłość PiS” jest już bowiem człowiekiem dojrzałym, albo też już nigdy nie dojrzeje. Tertium non datur.

Konkludując więc rzecz dziś ma się tak, że „takie będą Rzeczpospolite, jak ich młodzieży chowanie”. Zestawiłem tu kilku chłopców, którzy źle rokują Rzeczpospolitej. Ci, którzy nad ich wychowaniem trzymali i trzymają pieczę muszą wybrać, co dla nich jest ważniejsze. Czy Polska czy ci nieświęci młodziankowie. Wbrew pozorom to ważny wybór. Kiedyś „ojców” nie stanie by ich za twarze mogli przytrzymać gdy ci się rozbrykają nadmiernie. Zostaną oni sami z Polską w garści.

Nie mam złudzeń, że nikt z „ojców” nie czyta tego, co o młodziankach sądzę. Pozostaje mi zatem zwracać się do tych, którzy mogą się opamiętać i przestać robić za dobrych wujków, wybuchających radością gdy im który z młodziaków w oko strzeli pestką ze śliwki albo do kompotu napluje. To nie jest wychowanie i nic dobrego z tego nie będzie.

* http://rosemann.salon24.pl/555622,elity-wbrew-pozorom-nie-o-muzyce#comment_8511617

** http://rosemann.salon24.pl/555622,elity-wbrew-pozorom-nie-o-muzyce#comment_8511257

 

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka