rosemann rosemann
1082
BLOG

Zmienić wektory! O bohaterstwie i zdradzie

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 13

 

 

Przyznam szczerze, że im więcej w sprawie Ryszarda Kuklińskiego do powiedzenia mają ludzie pokroju Dukaczewskiego czy Czempińskiego i im częściej ośmielają się dzielić swoimi ocenami, tym bardziej widzę potrzebę diametralnej zmiany wektorów tej dyskusji.

Jest teraz tak, że przed kamerami sadza się i prosi o recenzję Kuklińskiego panów, co do których mogłoby zachodzić absolutnie nieuzasadnione podejrzenie, iż urodzili się w 1989 r. i wprost z kolebki ruszyli na zaszczytną służbę wolnej Rzeczypospolitej. Od razu z oficerskimi dystynkcjami na pagonach. I nie dlatego jest ono, to podejrzenie, nieuzasadnione, że żaden z nich nie jest Heraklesem. Który to „dzieckiem w kolebce kto łeb urwał hydrze ten młody zdusi centaury”.

Nie był Heraklesem pan Marek Dukaczewski zaś jego tatą nie był niestety Zeus gromowładny. Był kto inny. Choć mógł najpewniej ów ktoś razić ogniem tego czy tamtego w czasach, gdy bogiem bogów był „wujek Soso” a jego ziemskim posłańcem „towarzysz Tomasz”.

Ale wróćmy do samego pana recenzenta. Krótko wspomnijmy, że, choć czasy już były nie te, starał się iść śladem wytyczonym przez tatę i chyba nie było żadnej „czerwonej” organizacji, od różnych „młodzieżówek” począwszy a na partii nieboszczce kończąc, których legitymacje nie wypychałyby kieszeni oficerskiego munduru na dupie dzielnego recenzenta. Kiedy matura i chęć szczera zrobiły już z niego oficera, stał się „wywiadowcą”. Konkretnie funkcjonariuszem Zarządu II Sztabu Generalnego LWP. O powiązaniach i roli tej struktury świadczy choćby to, że przez jakiś czas kierował nim nawet nie jakiś wyjątkowo gorliwy jurgieltnik a wprost wydelegowany przez GRU sowiecki oficer Konstanty Kasznikow a przez lata na etatach i w rolach „doradców” występowała tam spora zgraja czekistów.

Kiedy zbliżał się krach systemu i każdy lojalny, cwany albo choć rozsądny starał się trzymać z dala od wszystkiego, co mogło kojarzyć się z, jak się wtedy zdawało, przemijającą okupacją „krasnolicych Azjatów”, pan recenzent udał się na kurs, lub, jak to sam ponoć nazywał, dwumiesięczne seminarium prowadzone w Moskwie przez GRU. Oczywiście przyjęcie, że pan Dukaczewski to debil, który nie wiedział jakiego kraju stolicą była wtedy Moskwa albo też nie miał pojęcia jaka działalnością i w jakiej branży para się owo GRU nie wchodzi w grę. I wcale nie dlatego, że przeczą temu niewinne, błękitne oczy naszego odznaczonego krzyżem Polonia Restituta generała. Nawiasem mówiąc ten, kto mu podpisał legitymację orderu na miano debila zasługiwałby ze wszech miar. Gdyby akurat nie nazywał się Kwaśniewski. Ale nazywa się więc wszystko jasne. To kategoria sama w sobie. Nie można uznać Dukaczewskiego za idiotę, kiedy w 1989 r. wybrał się do Moskwy by się szkolić na jeszcze lepszego czekistę. Gdyby nim był, GRU miałoby go w dupie. Na idiotów mieli inne metody niż „dwumiesięczne seminaria”. Powody musiały być całkiem inne. I tego, że go chcieli, i tego, że on chciał.

Dziś, gdy ten i ów psioczy czy biadoli nad tym, że gdzieś tam zaprasza się, sadza za stołem a następnie pozwala się bez ograniczeń pluć na Kuklińskiego „czekiście” i „stypendyście” GRU Dukaczewskiemu wpadam w irytację. Gdyby nie to, nie ten dysonans z Kuklinskim, byłby ów Dukaczewski a z nim inni podobnego autoramentu najpewniej godzien szacunku. I różnych superlatyw. I nikt by się nie pochylił nad tym, co dziś ich tak niespecjalnie mocno zastanawia.

Ja oczywiście pamiętam jak się nasi co niektórzy giganci opozycji, u zarania tej nowej, zdawałoby się, że już wolnej Polski, także od takich złogów starego systemu, wynosili pod niebiosa fachowców z tamtej epoki. Bodaj Zbigniew Bujak polecał gorąco „swojego” fachowca a mnie wtedy właśnie pierwszy raz z ust wymknęło się ordynarne „qrwa mać” pod adresem tej nowej Polski i, zdecydowanie bardziej, jej nowych gospodarzy.

Przypomina się owo sławne stwierdzenie Jaruzelskiego „Jeżeli pułkownik Ryszard Kukliński był bohaterem, to kim MY jesteśmy?” Nie, nie pytanie, choć ma ono z pozoru taka formę. Jaruzelski, choć niewątpliwie inne były jego intencje, znakomicie określił właściwy wektor tej dyskusji, w której pyta się o Kuklińskiego a pytany jest Dukaczewski. „Kim my jesteśmy”.

W roku 2014 dyskusja wokół tego problemu powinna być już dawno zakończona. 25 lat to wystarczająco dużo czasu by ustalić, czy owi „My” byli sprzedajni, głupi, nikczemni, przestraszeni czy może w grę wchodziło wszystko w różnych dawkach.

Zamiast pytać o Kuklińskiego, pytać trzeba o Dukaczewskiego i jemu podobnych. I o ich ewentualnych protektorów. Z tej i tamtej strony granicy.

 

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka