rosemann rosemann
2948
BLOG

Dwaj przestraszeni chłopcy (pakt Tusk-Mołotow)

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 69

Po opublikowaniu przez portal „Politico” zwierzeń (oczywiście nieautoryzowanych, nadinterpretowanych i, jak zapewne się wkrótce dowiemy, wyjętych z kontekstu) Radosława Sikorskiego trzeba zupełnie inaczej spojrzeć na sekwencję działań, które odpowiadający za Polskę, jej bezpieczeństwo i międzynarodowe relacje podejmowali już po tej rozmowie. Jakby ich nie oceniać, nie można tym działaniom odmówić spójności i logiki.

Mimo manifestowanej przeze mnie chyba od zawsze, ocierającej się nawet o uprzedzenia niechęci do Donalda Tuska, raczej wykluczam, że spoiwem tych działań były jakieś rachuby, zmierzające co najmniej do nie szkodzenia Putinowi w planach, którymi podzielił się z naszym ówczesnym Premierem w 2008 r. Nie wierzę, że w głowie Tuska mogła choć na chwilę zaświtać myśl, że może warto poczekać, popatrzeć jak to się będzie toczyć i na koniec wyjechać do Lwowa na białym koniu.

To w głowie mi się nie mieści. Mam Tuska, za kogo mam, ale żaden z niego Ribbentrop ani nawet Machiavelli. Tym bardziej żaden z niego Kon czy Marchlewski.

Myślę raczej, że Tusk z Sikorskim postanowili rozegrać scenariusz, który jest charakterystyczny dla przestraszonych chłopców, którymi nagle i dla nich niespodziewanie zainteresował się starszy i silniejszy łobuz.

W takiej sytuacji możliwe są dwie strategie działania. Pierwsza, mało przyjemna, polega na postawieniu się. Jest w niej trochę lub nieco więcej bólu ale bywa skuteczna. Łobuzy mają to do siebie, że nie za bardzo lubią rozgłos, który niesie z sobą kłopoty. A jak ktoś leje kogoś, uwadze wieści gminnej raczej to nie umknie.  Dadzą więc raz w nos a później, o ile nie są poważniej zaburzeni, dają z reguły spokój. I szukają innych ofiar.

Druga możliwość polega na obłaskawianiu agresora. Słodyczami, komplementami i innymi błyskotkami. Stosujący tę strategię słabeusz, nazwany „śmierdzielem” śmieje się na równi z tymi, którzy są świadkami zdarzenia i mają z niego ubaw.

Waluta, którą nasi dwaj przestraszeni chłopcy chcieli zapewnić sobie (i nam) spokój, zdewaluowała się ostatecznie w ubiegłym roku.

Nie mam złudzeń, że wstrząs, uosabiany wczoraj choćby przez Grzegorza Miecugowa, szepczącego z ponurą miną „ale po tym przecież było spotkanie na Westerplatte, próba zapraszania Rosji do NATO, był Smoleńsk” wkrótce minie. A nasi chłopcy zostaną wyniesieni na piedestał jako ci, którzy w 2008 zapobiegli wojnie. To, że nie zapobiegli jej niedługo po ujawnionej wylewności Putina gdy ten ruszył na Gruzję i dezawuowali działania Lecha Kaczyńskiego, że nie potrafili przeciwdziałać odcięciu Ukrainie znacznej części terytorium potraktuje się jako nieistotne szczegóły. Może nawet ktoś pomyśli o Noblu pokojowym? A co?

Tak przy okazji warto jeszcze skupić się na dwóch sprawach, związanych z ujawnionymi sensacjami. Po agresji Rosji na Krym dość powszechnie przypominano wypowiedziane w Tbilisi przez Lecha Kaczyńskiego słowa „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!" Rozdrażnieni politycy Platformy jak nakręceni komentowali te cytaty słowami „też to wiedzieliśmy”.

I teraz powstaje pytanie, czy wiedzieli, bo tacy są przenikliwi z nich goście, czy wiedzieli bo się dowiedzieli u źródła. Jeśli to drugie, czemu akurat pani Ewa Kopacz, jedna z najbliższych w PO sojuszniczek Tuska i obecnie jego następczyni, została tej wiedzy pozbawiona?

Druga sprawa, o której nie jeden raz pisałem, to predyspozycje Radosława Sikorskiego. Dotąd dzieliłem się wątpliwościami, czy jego cechy charakteru i kompetencje intelektualne predestynują go do pełnienia jakichkolwiek funkcji publicznych. Teraz uważam, że jest on zwykłym głupkiem, którego porównanie do Nikodema Dyzmy jest ewidentnym naruszeniem dóbr osobistych postaci literackiego cwaniaka. I wstyd powinien być tym, którzy go wynosili a chwał tym, co go utrącali.

 

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka