rosemann rosemann
5787
BLOG

Komorowski, władca Polski

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 114

Wczorajszą debatę obejrzałem bardziej z obowiązku niż z ciekawości albo potrzeby serca. Zaznaczam to, by nie wdawać się w spory o to, kto wypadł a kto nie wypadł podczas wspomnianego eventu. Tak od siebie zaznaczę, że ujął mnie najbardziej pan Braun i pan Kowalski. Pierwszy bo zaprezentował najlepsze sceniczne obycie a drugi, bo najbardziej chyba odbiegał od wcześniejszych wyobrażeń. Reszta zaś… Drodzy czytelnicy, w 2 minuty (tyle trwały kolejne „sety” poszczególnych kandydatów) rzadko udaje się zbajerować nawet nieprzesadnie piękną kobietę a co dopiero Polskę.

Ewidentną porażkę poniósł organizator wydarzenia czyli telewizja publiczna. Miarą tej porażki niech będzie cytat ze skądinąd sympatycznego i odbiegającego na plus od mizerii dziennikarskiego mainstreamu pana Ziemca: „Zostało panu trzy sekundy. Czy chce je pan wykorzystać”. I teraz wyobraź sobie czytelniku co przez trzy sekundy można zrobić. Szczególnie gdy się kandyduje na Prezydenta.

Nie do końca akurat wiem (z powodu wskazanego na samym początku) jak pokazał się w debacie, ale dla mnie  prawie największym zjawiskiem kończącej się kampanii jest Adam Jarubas. Z zainteresowaniem czekam na każdą jego antysstemową wypowiedź. Z jeszcze większym konstatuję nieustające zadowolenie największego dla mnie zjawiska kampanii, wicepremiera rządu III RP pana Janusza Piechocińskiego z wypowiedzi partyjnego kolegi. Okraszone na twitterze i facebooku płomiennym uśmiechem. Do pewnego momentu czekałem, że Piechocińskiemu w końcu zabraknie cierpliwości i pogoni gościa nieustannie mieszającego z błotem dokonania koalicji z udziałem PSL-u. Potem przypomniałem sobie, że nikt tak jak PSL nie umie być zarazem w koalicji i opozycji.

I wreszcie największy przegrany. Bronisław Komorowski. Który w trakcie debaty nie wydusił z siebie ani słowa.

Wiem, wiem… Znam tę wersję oceny, która krąży podchwytywana ochoczo przez leminżerię. Wedle której to wersji dobrze się stało, że Bronisława Komorowskiego nie było na debacie. Bo jego udział mógłby godzić w powagę jego urzędu.

Ja także podzielam tę ocenę. Oczywiście nie chodzi mi o to, o co chodzi większości powtarzających ów idiotyzm. Nie chodzi mi o to, że w powagę urzędu czy tam samego Bronisława Komorowskiego godziłoby to, co w czasie debaty mówił Tanajno, Korwin, Kukiz czy Duda. Bo niby czemu miałoby godzić?  W powagę prezydenta Komorowskiego mogłoby godzić tylko to, co mówiłby Bronisław Komorowski. I w tym znaczeniu faktycznie dobrze, że nie poszedł i nie godził.

Tyle, że akurat pociecha to żadna bo i bez debaty to najbardziej Bronisławowi Komorowskiemu wychodzi. I to nie tylko w kampanii. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ostatnio pan Komorowski jakby mocniej się stara. I w tym znaczeniu faktycznie może lepiej się stało. Dla powagi urzędu, który, mam nadzieję, będzie obdarzany szacunkiem długo po tym, jak Komorowski przestanie wreszcie w jego powagę godzić. 

Nie podoba mi się jednak ten punkt widzenia, który zdaje się sugerować, że nie wypada Prezydentowi stawać obok jakiegoś tam Tanajno, Wilka czy Kowalskiego. Nie podoba mi się bo jakoś nie wydaje mi się by mu z tego powodu z głowy spadła korona. I tu dochodzimy do owego tytułowego władcy. Za którego chyba zaczęli mieć Komorowskiego niektórzy z naszych „szczerych demokratów”. Akceptując bez szemrania zwyczaj udzielania przez niego dziennikarzom audiencji gdy równolegle „w sali do gry w piłkę” debatują jakieś tam pozostałe „stany”. Uzasadniając to jeszcze „powaga urzędu”.

Rzecz w tym, że o ile Tanajno, Wilk czy Kowalski mieli pełne prawo w przeddzień czy nawet na godzinę przed debatą stwierdzić „a mam to w dupie, nie idę” o tyle Bronisław Komorowski ma za to płacone. By okazywał szacunek demokracji i jej mechanizmom. To jest zasadnicza różnica między kosztującym nas miliony Bronisławem Komorowskim a Marianem Kowalskim, który na obwieszczenia wyborczych opisany jest jako „pozostający jako bezrobotny”.

Nic mi zatem do tego, czego chce i czego nie chce Marian Kowalski. Wiele mam natomiast do powiedzenia czego oczekuję od urzędnika utrzymywanego z publicznych pieniędzy. Choćby to był „pierwszy urzędnik” w państwie. Bo to tylko urzędnik.

 

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka