rosemann rosemann
5855
BLOG

Mit twardy jak kamień (Warszawa, 17.00)

rosemann rosemann Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 171

Dziś pierwszy raz miałem szczęście być 1 sierpnia na Rondzie Dmowskiego o 17.00. Piszę o szczęściu nie dlatego, że mi się wreszcie złożyło, ale z uwagi na to, co zobaczyłem. Miałem wrażenie, które potwierdzają gorące relacje współuczestników znajdowane w sieci, że jeszcze nigdy nie było aż tak jak dziś.  Obserwując przez lata telewizyjne relacje sądziłem, że miejsce to zamiera tuż przed tym zanim rozlegną się syreny. Dziś sam widziałem, że na długo przed 17 zamarł ruch na głównym skrzyżowaniu Warszawy, kierowcy wysiedli z samochodów oczekując syren a tłum zalał Marszałkowską i Aleje Jerozolimskie w niespotykanej dotąd liczbie.

Przyszło mi zaraz do głowy, że chyba właśnie oglądam definitywne zwycięstwo Powstania. Które w ostatnich latach musiało toczyć kolejne potyczki o pamięć z coraz nowymi „apostołami prawdy historycznej”. Zacietrzewionymi w swoim przekonaniu, że pozjadali wszystkie napoleońskie i clausewitzowskie rozumy i że teraz, siedem dekad później, wiedzieliby lepiej co trzeba robić w 1944 r. Ślepi i głusi na tę prostą prawdę, że siedem dekad później to każdy jest mądry. Szczególnie wtedy, gdy swoje strategie może układać w miękkim fotelu i bez odpowiedzialności.

Trudno mi zrozumieć tę potrzebę demitologizacji Powstania, czasem ocierająca się wręcz o zwykłe plucie. Siedem dekad po godzinie W prawda historyczna oraz „prawda historyczna” jest nam zdecydowanie mniej potrzebna niż mit.

Od lat słucham głosów, że nam, Polakom bardziej przydałby się mit Cegielskiego, Wawrzyniaka, Kwiatkowskiego. To oczywiście ma sens. Trudniej go jakoś przekuć na  pożytek dzisiejszego dnia, bo do tego potrzeba nam nowych Cegielskich i Kwiatkowskich. A tacy niestety nie rodzą się na kamieniu. Albo są albo ich nie ma.

Mit powstania jest nam potrzebny nie mniej. Teraz, gdy pokazało się w jakim naprawdę świecie żyjemy, jakiekolwiek przekonanie, że nie musimy gotować się na to, by dla Polski umierać jest oszustwem albo naiwnością. Jeśli dziś którykolwiek z rządzących powiem wam, Polacy, że nikt nam nie zagraża wiedzcie, ze przede wszystkim zagraża nam taki oszust albo naiwniak.

Może ktoś zarzucić mi naiwność albo głupotę ale jestem przekonany, że w większym stopniu bezpieczeństwo może nam zapewnić pielęgnowanie i propagowanie mitu Powstania niż jakiekolwiek sojusze.

Z sojuszami jest tak, że albo zadziałają albo zostaniemy sami. A my jesteśmy i będziemy tu zawsze. O ile przekonamy tych wszystkich, którzy chcieliby wyciągnąć łapę po nasze, że Powstańcy, nie tylko ci z Warszawy 44 r. żyją i zawsze żyć będą w nas. Że my to oni.  Ze wszystkimi tego konsekwencjami dla tych wszystkich, którym przyszłoby do głowy sprawdzić czy tak jest naprawdę.

Siła powstańczego mitu jest i powinno być przekonanie, że czasem tak trzeba, że nie można inaczej. Przekonanie siebie. Kiedy już zdołamy przekonać siebie, przekonamy i tych, którzy chcieliby tu być ale będą mieli świadomość, że każdy metr w głąb naszego będzie dla nich drogą wprost do piekła. Kiedy oni będą tego pewni, umierać nie będziemy musieli.

Warszawa, Rondo Dmowskiego, godzina 17.00. Lata po hekatombie Miasta Powstanie wygrywa. W głowach i sercach tych, dla których mit ten jest i będzie twardy jak kamień.

ps. Własnie przypomniałem sobie, że przed laty o tym samym znacznie lepiej napisał ktoś inny

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura