rosemann rosemann
2315
BLOG

„Żytnia” historia najnowsza

rosemann rosemann Społeczeństwo Obserwuj notkę 68

Obserwując falę oburzenia wywołana skandaliczną reklamą wódki „Żytniej” wykorzystującą w trudny i do zaakceptowania i do zrozumienia sposób zdjęcie zrobione podczas lubińskiej masakry z 1982 r. postanowiłem i ja zabrać w tej sprawie głos. W poprzednim zdaniu użyłem określenia „trudny do zrozumienia sposób wykorzystania zdjęcia”.  Być może nie spodoba się to większości czytelników ale spróbuję ułatwić zrozumienie tego skandalicznego postępowania. Bo być może wcale nie jest tak, jak założyła większość oburzonych na autorów tej osobliwej (mówiąc delikatnie)„promocji”.

Oczywiście nie wykluczam, że grupa jakichś tam kreatywnych dyrektorów czy jak się tam nazywają goście, którzy w agencjach reklamowych wymyślają i akceptują pomysły na kampanię, to banda pozbawionych przyzwoitości cwaniaków, którzy wiedzieli co robią a zamierzali świadomie wywołać skandal a wraz z nim rozgłos. Czasem bywa i tak.

Istnieje jednak i taka możliwość, że są to goście, którzy Lubina nie kojarzą nie tylko w kontekście historycznym ale nie potrafiliby nawet w przybliżeniu wskazać go na mapie. Są bowiem ofiarami ustawicznego „doskonalenia” naszego systemu edukacji.

Dawno temu, zarówno wtedy gdy zaczynałem naukę jak też wtedy gdy zaczynałem uczyć, nauczanie historii obejmowało dwa cykle. W szkole podstawowej trwał on pięć lat a w liceum cztery. Przez dziewięć lat dwukrotnie omawiany był cały proces dziejowy od starożytności do czasów współczesnych.

Reforma Buzka/Handkego, wprowadzająca cztery etapy edukacji (tu taka uwaga, szkoła podstawowa obejmuje dwa etapy) podzieliła nauczanie historii w przybliżeniu na trzy trzyletnie kursy. Napisałem „w przybliżeniu” bo szkoła podstawowa to kurs „historii i społeczeństwa” traktujący historię wyrywkowo w ujęciu problemowym.  Tak naprawdę tego, czego kiedyś uczono w dziewięć a raczej w osiem lat (pomińmy czwarta klasę dawnej podstawówki)  teraz miano nauczać w sześć lat.

 Kto uczył w szkole wie, że w każdym roku największy problem sprawia realizacja materiału w ostatnich miesiącach roku szkolnego. Głownie z uwagi na konieczność przejścia procedury proponowania ocen, poprawiania ocen i ostatecznego wystawiania ocen. Co dość skutecznie zajmuje czas przeznaczony na dydaktykę.  Cierpiały na tym tematy przeznaczone właśnie do realizacji w okresie ostatnich tygodni przed wakacjami. O ile zaniedbaną z przyczyn obiektywnych końcówkę klasy I i II gimnazjum i liceum można było uzupełnić w klasie następnej to końcówka klasy trzeciej szła na stracenie. Właśnie wtedy omawiane a raczej nieomawiane były treści związane z II wojną światową i z historią najnowszą.

Reforma programowa aktualnej ekipy zdemolowała i to, co po sobie zostawiła AWS i jej następcy. Obecnie pełen szkolny kurs historii trwa cztery lata i obejmuje trzy klasy gimnazjum i pierwszą klasę szkoły ponadgimnazjalnej. Przy czym z rozmów z nauczycielami, którzy przez rok mają kończyć kurs w liceach i technikach wiem, że pierwsze miesiące to czas stracony bo do jednej klasy trafiają uczniowie, którzy byli uczeni przez różnych nauczycieli w różnych szkołach i na początku trzeba zespoły klasowe doprowadzić do stanu, w którym wszyscy wiedzą po gimnazjum mniej więcej tyle samo. W konsekwencji pod koniec klasy pierwszej, gdy spora część uczniów definitywnie kończy naukę historii  znów zdarza się, że coś trzeba robić „po łebkach”.

I bywa, że o Lubinie się nie mówi a jak się mówi to w takim pośpiechu, że w mało której głowie cokolwiek zostaje.

Łatwo oczywiście stwierdzić, że kolesie od „Żytniej” to zwykli, niewątpliwi debile. A kto wie, czy debili nie warto jednak raczej szukać tam, gdzie powinniśmy zdecydowanie oczekiwać poczucia odpowiedzialności za stan świadomości obywateli, także dotyczący znajomości historii własnego państwa i narodu. Czyli w otoczeniu Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Aż nie chce się wierzyć że to stopniowe demolowanie systemu edukacji a w konsekwencji stanu świadomości młodego pokolenia postępuje tak szybko i z takim skutkiem. Nie wiem czy to działania świadome czy też odpowiedzialni za to stanowią w jakiś cudowny sposób wyselekcjonowaną zbiorowość osobników o zerowej zdolności do refleksji i podobnej wyobraźni.

Nie chce mi się wierzyć że stopniowe odmóżdżanie (jak inaczej nazwać to, czego efektem jest wyskok „promotorów” „Żytniej”) kolejnych roczników wypuszczanych przez nasz system edukacji to jakiś świadomy diaboliczny plan, efektem którego ma być społeczeństwo durne i na dodatek pozbawione świadomości swej przeszłości. To musi być wypadek przy pracy.

Pamiętam kiedyś inna próbę reformy programowej. Kiedy postanowiono stawiać na „umiejętności praktyczne” pod hasłem „Uczeń musi umieć wypełnić PiT”.  Myślę, że dla wielu urzędników oświatowych i ich szefów to byłby wręcz ideał. I wszystko, czego oczekują.

Wypadek przy pracy…

Przy pracy, którą niektórzy śmią się dziś chwalić jako pełną wymiernych sukcesów. Warto przesłać pani Minister Edukacji pocztówkę z lubińskim „Kac Vegas”.

My zaś możemy spodziewać się kolejnych, jeszcze lepszych kaców sprezentowanych przez pokolenie, któremu stan wojenny nie kojarzy się z niczym a Jaruzelski z ładnie dopasowanym mundurem bohatera.

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo