rosemann rosemann
4990
BLOG

Od czego uratował nas Kiszczak?

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 198

Uwielbiam dyskutantów, którzy w przypadku Jaruzelskiego i Kiszczaka używają tytułowego argumentu. Uwielbiam ich za ten ekshibicjonizm  gdy tak bezwstydnie obnoszą się ze swą bijącą w oczy bezmyślnością.

Wkurzają mnie natomiast ci, którzy przez tyle lat nie zapytali wprost od czego uratowali nas Jaruzelski i Kiszczak. Ja oczywiście znam tę durną formułkę o „rosyjskiej” czy tam „radzieckiej interwencji”. Rzuci tym jeden z drugim i koniec dyskusji.

A ja zapytam co by się stało, gdyby do tej interwencji doszło? Bez wątpienia nastąpiłyby masowe aresztowania działaczy opozycji.

Tylko, że dokładnie to samo działo się już w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r.. Z domów wyciągnięto tych, którzy zagrażali ustrojowi i sojuszom. Jak mniemam ci, którzy wyciągali z domów w nocy z 12 na 13 grudnia mieli znacznie lepsze rozeznanie kogo wyciągać od hipotetycznych czekistów zza Buga.

Gdyby  wkroczyli Sowieci, każda próba oporu skończyłaby się strzelaniem do opierających się. Czyli tym, co stało się, kiedy 16 grudnia bandyci Jaruzelskiego i Kiszczaka napotkali opór w „Wujku”

I niech mi nikt nie próbuje tłumaczyć, że to był jakiś „wypadek przy pracy’, że coś „wymknęło się spod kontroli”. Za rzadko przypomina się, że dokładnie ci sami, którzy skutecznie strzelali w „Wujku” 16 grudnia, dzień wcześniej także strzelali w „Manifeście Lipcowym”. I bandyta Kiszczak musiał o tym wiedzieć dzień później, gdy pluton specjalny z ostrą amunicją wkroczył do „Wujka”.

Ktoś powie, że gdyby wkroczyli ruscy, ofiar byłoby więcej. A niby skąd to wiadomo? Przypuszczam, że ruscy nie zawahaliby się strzelać wszędzie tam, gdzie napotkaliby opór. O bandytach Jaruzelskiego i Kiszczaka wiemy, że nie zawahali się strzelać tam, gdzie napotkali opór.

Różnica w proweniencji pocisków, które zabijały dla zabijanych ma chyba niewielkie jeśli jakiekolwiek znaczenie.

Powiecie, pewnie, że gdyby nie Jaruzelski i Kiszczak, bylibyśmy pod ruską okupacją. Otóż byliśmy cały czas. Jeśli ktoś zaoponuje niech jedzie do Legnicy, do Bornego Sulinowa, na wrocławskie Partynice, pod Kołobrzeg. Tam i w innych miejscach stali nasi „sojusznicy” a ich liczba szła w tysiące.

A może groziło nam, że ruscy narzucą nam okupacyjne władze? A jakie mieliśmy?

Ja przypomnę jedną prawidłowość, która idzie pod prąd temu, co ruscy musieli robić by trzymać w ryzach swój „obóz” i twierdzeniom, że ponoć byliśmy „najweselszym barakiem”. Kiedy socjalizm przestał podobać się Niemcom w 1953 r., do akcji wkroczyły ruskie czołgi. Gdy w 1956 r. Węgrom zaszumiała w głowach niezależność, wybiły im ją z głowy ruskie czołgi. Kiedy w 1968 r. Czechom zamarzył się „socjalizm z ludzką twarzą”, prawdziwą twarz socjalizmu przywieziono im na ruskich czołgach. Tylko u nas w 1956 r. i w 1970 r. i w 1981 r. ruskie czołgi nie musiały odpalać silników. Zastąpiły je czołgi z orłami na pancerzach. U nas ruskie czołgi nie były nigdy potrzebne właśnie dlatego, że robotę za nie odwalali ludzie w rodzaju Jaruzelskiego i Kiszczaka.

U nas nie raz była ruska interwencja tylko że u nas ruscy, inaczej niż w DDRze, na Wegrzech czy w Czechosłowacji interwencji dokonywali używając Jaruzelskich i Kiszczaków. Tylko u nas mogli być spokojni o efekt.

Tyle.

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka