rosemann rosemann
5713
BLOG

Pułapka Rzeplińskiego czyli domniemanie konstytucyjności

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 210

Pozwolę sobie jeszcze wrócić do sprawy orzeczenia czy też opinii sędziów Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy o Trybunale przygotowanej przez PiS i przyjętej przez Sejm.

Zaznaczę na początku, że tytułowa pułapka nie została zastawiona przez prezesa Rzeplińskiego lecz sam się on w nią wpakował. Myślę, że był jej świadom i był na to gotów zanim się w niej znalazł. Inaczej można sądzić, że szef naszego sądu konstytucyjnego pozbawiony jest wyobraźni albo zgoła jest prawnym ignorantem.

Pozwolę sobie polecić czytelnikom a w zasadzie odesłać ich do zamieszczonej na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości opinii w omawianej sprawie autorswa prof. dr hab. Anny Łabno, konstytucjonalistki z Uniwersytetu Śląskiego. To jedna z kilku publikowanych tam opinii, dla mnie interesująca także jako znakomicie skonstruowany wykład z prawa konstytucyjnego.

Prof. Łabno swoje rozważania zbudowała na założeniu, że TK, przystępując do orzekania w sprawie ustawy o swej organizacji miał potencjalnie do wyboru trzy ewentualne podstawy prawne. Ustawę po nowelizacji autorstwa PO, grudniową ustawę PiS i wreszcie  „samą konstytucję”.

Chcąc zwrócić uwagę na ciekawy aspekt, który przyszedł mi do głowy podczas lektury opinii prof. Łabno zaznaczę, że pierwszą możliwością, jako nie braną pod uwagę przez nikogo i ja nie będę się zajmował.

W przypadku dwóch pozostałych musi się nam pojawić zaznaczona w tytule kwestia domniemania konstytucyjności ustawy przyjętej głosami głownie PiS. Jest to problem fundamentalny i decydujący dla całej sprawy oceny postępowania Andrzeja Rzeplińskiego i popierających go sędziów trybunału.

Domniemanie konstytucyjności ma znaczenie o tyle, że jeśli uznamy, iż istniało, Trybunał nie mógł ustawy z grudnia ubiegłego roku zignorować. Orzekać bezpośrednio w parciu o konstytucję, jak zresztą uczynił, mógł tylko przyjmując, że ustawie wspomniane domniemanie nie przysługiwało.

I tu pojawia się ciekawy problem, który właśnie nazwę „pułapką Rzeplińskiego”.

Bezpiecznie założenie braku domniemania konstytucyjności ustawy można było przyjąć tylko w przypadku, gdy jeszcze przed orzekaniem wiedziało się czy też zakładało, że ustawa z grudnia jest niekonstytucyjna. Problem w tym, że taką wiedzę czy przekonanie nabywa się a przynajmniej powinno się nabywać wyłącznie poprzez orzeczenie niekonstytucyjności ustawy przez Trybunał. Przed ewentualnym posiedzeniem Trybunału takiego założenia czynić nie wolno bo wówczas faktycznie uznaje się  orzekanie przez Trybunał za fikcję.

Zatem przed ewentualnym orzeczeniem należało założyć, że ustawa może okazać się albo niezgodna albo też zgodna z konstytucją.

W takiej sytuacji trzeba mieć świadomość wszelkich ewentualnych następstw orzekania na podstawie ustawy bądź samej konstytucji.

W pierwszym przypadku problemu nie ma. Trybunał uznaje ustawę za konstytucyjną i po sprawie. Uznaje za niezgodną z konstytucją i wówczas ewentualne wątpliwości czy orzekanie w oparcie o tę ustawę nie jest wadliwe załatwia właśnie owo domniemanie konstytucyjności.

Co innego w przypadku orzekania w oparciu o sama konstytucję czyli odrzucenia domniemania konstytucyjności ustawy. Na marginesie dodam, że dla mnie, prawnego laika to absolutna bzdura. Ale Rzepliński wie lepiej. Zatem Trybunał odkłada na bok przegłosowana przez sejmową większość ustawę bierze sobie konstytucję ( z pominięciem art. 197) i orzeka.

I tu także mamy dwie możliwości. Pierwsza, bezproblemowa, jest taka, że Trybunał ustawę uzna za niekonstytucyjną.

Druga możliwość to już prawdziwa „ustrojowa perełka”. Wysilmy jednak swoją wyobraźnię i uznajmy, że istniała możliwość, iż sędziwie, orzekając w oparciu o konstytucję uznali ustawę za zgodną z konstytucją. Pojawia się wówczas pytanie od kiedy wspomniana ustawa, zgodna z konstytucja, staje się obowiązującym prawem?

Pierwsza możliwość jest taka, że od przyjęcia jej przez Sejm. Tyle, że wówczas ignorowanie jej przez Trybunał przy orzekaniu zmusza do pytania, czy sąd konstytucyjny nie złamał zapisu art. 7 konstytucji, która mówi, że „Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa.”

Druga teoretyczna możliwość, znacznie ciekawsza, jest taka, że ustawa zaczyna jednak obowiązywać z dniem opublikowania orzeczenia stwierdzającego, że jest zgodna z konstytucją. Wówczas mamy sytuację, w której proces stanowienia prawa zostaje wzbogacony nie o mechanizm kontroli ale (jednostkowy ale jednak) akt zatwierdzania przez Trybunał Konstytucyjny aktów prawa przyjmowanych przez władze ustawodawczą. Sytuacją, która jest karykaturą trójpodziału władzy.

To, co opisałem wyżej pokazuje, że „orzekanie na podstawie konstytucji” w tym konkretnym przypadku było możliwe tylko wówczas, jeśli z góry założone było uznanie ustawy za niekonstytucyjną. Tę wersję zdaje się zresztą potwierdzać wyciek treści orzeczenia w sprawie ustawy o Trybunale.

Pozostaje tylko ustalić kto „uznał” i kiedy to nastąpiło.

https://www.ms.gov.pl/pl/informacje/news,8072,konferencja-prasowa-dotyczaca-trybunalu.html

 

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka