rosemann rosemann
3004
BLOG

Muzeum Polaków polskich

rosemann rosemann Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 157

Naszło mnie, żeby napisać tekst na niewygodny a może i niebezpieczny temat. Naszło  mnie nie bez powodu. Takim powodem mogłoby by być wczorajsze otwarcie w Markowej noszącego imię rodziny Ulmów Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II Wojny Światowej. Wydarzenie ważne i wydawać by się mogło, że nie budzące żadnych negatywnych skojarzeń, żadnych demonów i żadnych podziałów. Trudno znaleźć inne zjawisko, które bardziej niż ofiara Polaków świadomie ryzykujących i płacących cenę tego ryzyka dla ratowania swoich żydowskich sąsiadów i współbraci szło by na przekór antagonizmom, stereotypom czy zwykłej nienawiści.

Nie poświęciłem muzeum Ulmów tekstu także i dlatego, żeby pozostać konsekwentnym jako ktoś, dla kogo pomoc żydowskim sąsiadom ukrywającym się przez niechybną zgubą była i jest nie bohaterstwem ale czymś oczywistym.

Opisałem kiedyś rodzinną, taką zwyczajną historię o pierwszych po drugiej wielkiej wojnie cukierkach, które dostała moja mama i jej rodzeństwo. Historię właśnie tych cukierków a nie zmaterializowanej w nich wdzięczności za uratowanie życia.

Piszę o oczywistości takich zachowań bo w moim domu temat ukrywanych sąsiadów nigdy nie pojawiał się w kontekście bohaterstwa czy jakichkolwiek oczekiwania nagrody. Te cukierki, kupowane przy każdym spotkaniu przez ocalonego dzieciom tych, którzy ocalili to jedyny kontekst tej historii. I jedyna nagroda za ocalenie. Najcenniejsza bo dawana z serca i ze skromnych możliwości.

 Może to źle, że to była taka zwyczajna opowieść o czymś zwyczajnym, jakich wiele słyszałem od mamy o jej dzieciństwie. Może to źle choćby dlatego, że dziś znam ledwie jej strzępki z cudem ocalonym nazwiskiem ukrywanej rodziny. Ocalonym dzięki temu, że mój brat ma znacznie lepszą pamięć niż ja.

Moja mama, rocznik 1939 i jej mama, które były ostatnimi mogącymi coś do tej historii dodać nie żyją. Mnie zaś pozostało nadal uważać, że w tej historii najważniejsze były te cukierki przynoszone dzieciom przez uśmiechniętego człowieka.

Naszło mnie żeby napisać tekst na niewygodny a może i niebezpieczny temat kiedy przeczytałem osobliwy anons tekstu poświęconego nowo otwartemu muzeum.
 

Cieszy otwarcie muzeum w Markowej, ale zawsze pozostaje smutne pytanie: kto doniósł na Ulmów. Trudna polska historia http://wyborcza.pl/1,75478,19783730,markowa-jak-yad-vashem.html …”*

Tak tekst z „Wyborczej” zareklamowała dzisiaj Dominika Wielowiejska. Nie chodzi mi, że napisała nieprawdę i że polska historia nie jest trudna. Otóż jest. Jak każda historia tocząca się w czasach, które najłagodniej czy najdelikatniej nazwać można nieludzkimi.

Problemy ze sprostaniem trudom i wyzwaniom historii to nie tylko nasza domena. A wbrew pozorom z tą naszą świadomością trudnej historii jest u nas nie najgorzej.

Na tyle nieźle, że szybko Dominice Wielowiejskiej odpowiedziano nie tylko kto wydał Ulmów ale także kto wydał wyrok na zdrajcę i jaki był wymiar kary.

Także na tyle nieźle, że żadna osoba równie rozpoznawalna jak Dominika Wielowiejska nie pomyślała a już na pewno nie odważyła się przy okazji czy to kolejnej rocznicy wybuchu powstania w warszawskim getcie czy podczas otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin” zapytać (niejako per analogiam) kto tworzył listy kolejnych wywózek i kto pilnował by kolumny idące na Umschlagplatz po drodze się nie rozbiegły.

Być może wynika to z tego, że dla większości jasnym jest, że trudna historia wymaga nie tylko wnikliwości, wyważenia i braku zacietrzewienie. I to, że do opisu trudnej historii 140 znaków Twittera to zdecydowanie a właściwie dramatycznie zbyt mało.

* https://twitter.com/DWielowieyska/status/710716911647068161

 

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura