rosemann rosemann
4278
BLOG

„Nam nie jest wszystko jedno” - misterne techniki dymania

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 85

Obserwując ostatnie działania ekipy „Gazety Wyborczej” a w szczególności gimnastykę ekstremalną związaną z wyjazdem do Stanów Zjednoczonych Prezydenta Dudy i lidera KOD Mateusza Kjowskiego czuję, że żal mi tych, którzy przy tym biegali.

Oczywiście nie żal mi redaktorów naczelnych, których mają na Czerskiej niemal kompanię, ani też prawdziwych czy też „prawdziwych” dziennikarzy. Oni akurat wiedzą co robią, wiedzą po co robią to co robią i wiedzą za ile robią to co robią. Im wszak nie jest wszystko jedno. A w tym przypadku doskonale widać, że nie jest oraz co im nie jest. Policzyli sobie wszystkie koszty i wyszło im najpewniej, że warto. Że może i na koniec okażą się manipulantami a może i kłamcami ale do tego czasu iluż ludzi odczuje radość a być może trwale da się przekonać do tej wizji spraw i zdarzeń, którą często wbrew faktom tworzy się na Czerskiej.

Żal mi natomiast tych wszystkich dzieciaków, które latają po tej (i kilku innych) redakcji w ramach jakiegoś darmowego albo podle płatnego stażu. Wydaje mi się, choć mogę się oczywiście mylić, że wybór akurat tego „doświadczenia zawodowego” i zgoda na wszelkie związane z tym niedogodności były wyborem wynikłym z nie tylko racjonalnych ale i szlachetnych pobudek. Zakładam, że obok takich, którzy widzieli, że pakują się w tryby machiny zdecydowanie bardziej od prawdy ceniącej skuteczna propagandę i którym akurat to nie przeszkadzało bo było im wszystko jedno byli czy też są i tacy, dla których miało to być autentyczne spotkanie z prawdą, wolnością słowa i cała masą innych wartości o których wyżeracze z Czerskiej już nie pamiętają. O ile kiedykolwiek o ich słyszeli.

Wyobrażam sobie tych idealistycznych dzieciaków, dumnych pierwszego dnia, gdy odebrali przepustkę i przekroczyli próg redakcji gdy dotarło do nich, że „Nam nie jest wszystko jedno” wcale nie oznacza tego, co się im zdawało.  Założywszy, że Agora, łowiąc tych frajerów, gotowych zasuwać za nic albo za prawie nic, ustawia jakiś próg i odsiewa kompletnych idiotów, można przyjąć, że ci przyjęci coś tam kojarzą i nie koniecznie uważają, że to co opisuje „Gazeta” to święta prawda a o czym nie pisze, to się nie zdarzyło.

Kiedy więc sobie składają po kolei informacje, że się „nie spotka”, że „spotka się pod okiem” i że „spotkał się ale Biały Dom nie zauważył” to przynajmniej część musi pomyśleć, że zwyczajnie została wydymana. I to wielokrotnie i brutalnie. Pierwszy raz, gdy dali się nabrać na etos, na wolność, demokrację i na demiurga Michnika, bez którego byśmy byli dziś jak Korea Północna. Drugi raz, oddając swój los nie w ręce wirtuozów zawodu tylko cynicznych gebelsiątek konsekwentnie próbujących w praktyce teorii o kłamstwie, które powtórzone tysiąc razy…

Być może ten i ów z idealistów, czytając „kolejne wersje prawdy” jakiegoś tam Barta Wielińskiego czy innego topowego mistrza „metody czerskiej” zamykał się w kiblu by sobie powyć, popłakać czy nawet sobie powymiotować z tej frustracji postkoitalnej.

Jednak wydaje mi się, że prawa jest jeszcze smutniejsza i straszniejsza. Nawet ci najbardziej zafascynowani prawdą i całym tym wolnościowym etosem, który sobie za maskę przyjęła ekipa z Czerskiej mogą szybko dojść do wniosku, że na tym właśnie cała rzecz polega. Na tym by umieć kłamać, manipulować, „elastycznie reagować” na kolejne „niedopasowania” rzeczywistości do założonej wizji. Mogą zacząć widzieć w Barcie Wielińskim prawdziwego mistrza. I chcieć być jak Bart Wieliński. Albo jak trio Imielski, Wroński, Kokot. Albo nawet jak Dominika Wielowiejska.

A na koniec staną się i to piekło, w którym się znaleźli będzie się im wydawać dziennikarskim rajem.

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka