rosemann rosemann
1388
BLOG

Są wesołe konstytucje…

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 20

Wywołanej przez Kaczyńskiego dyskusji o potrzebie zmiany konstytucji, a w szczególności wypowiedzi obrońców obowiązującej ustawy zasadniczej trudno nie słuchać bez uczucia wyraźnego, wręcz nachalnego dysonansu. Nie mam na myśli obrońców w rodzaju czołówki Platformy Obywatelskiej, która nie dyskutuje lecz łka i zawodzi by spotęgować grozę sytuacji ani tym bardziej ludzi .Nowoczesnej. Po wysłuchaniu wczoraj telewizyjnej rozmowy z deklarującym brak fachowego prawniczego przygotowania posłem ugrupowania Kukiz15 i panią Gasiuk-Pihowicz, będącą przecież prawniczką zastanawiałem się czy owo „fachowe przygotowanie” nie jest tylko fetyszem, za którym w rzeczywistości niewiele się ukrywa. Na konkretne i rzeczowe argumenty kukizowca gwiazda ugrupowania Petru była w stanie wygłaszać nie zawierające żadnej treści i niezmiennie zaczynające się od słów „mam wrażenie” banały, sprowadzające się do tego, że nie ufa PiS. Ale zostawmy Gasiuk, jej wrażenia i chłopaka od Kukiza, który wykształcenia może i nie ma ale ma w głowie olej.

Mówiąc o obrońcach obecnej ustawy zasadniczej miałem na myśli zapraszanych przez różne czułe na punkcie gwałconej obecnie demokracji stacje telewizyjne „ojców” i „akuszerów” obowiązującej konstytucji. Ich tyrady przeważnie wyglądają tak, że najpierw ujawniają oni  swoje głębokie zaniepokojenie zamysłami PiS i Kaczyńskiego, następnie wyrażają przekonanie, że ewentualna konstytucja PiS będzie służyć jednej partii. Oczywiście odmiennie niż ta obecna, sprawdzona przez lata i służąca ogółowi obywateli.

Zabawa zaczyna się wówczas, gdy naprzeciwko takiego admiratora konstytucji z 1997 r. siądzie dziennikarz, któremu chciało się konstytucje przeczytać i udało mu się zrozumieć jej zapisy. Każdy, kto poświęcił swój czas i odrobinę intelektu wie, że jest to prosta droga do tego, by pojąc jak niedoskonała a miejscami pozbawiona sensu jest obowiązująca ustawa zasadnicza.

Tym, którzy maja, że zacytuję panią poseł Gasiuk-Pihowicz, inne wrażenie proponuję takie ćwiczenie intelektualne w oparciu o jeden z moich ulubionych zapisów konstytucji.

Ma on brzmienie następujące:

Art. 33. 1. Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym.

2. Kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń.

Zadanie polega na tym, by w miarę sensownie wyjaśnić czym różni się „w szczególności równe prawo” z ust 2 od równych praw zapisanych w ust. 1. Nadmienię, że takich zagadek jest w konstytucji cała masa. I nie mieli problemów z ich znajdowaniem moi uczniowie gdy w gimnazjum bawiliśmy się w egzegetów tego najwyżej usytuowanego w hierarchii źródeł prawa aktu, który, jak wiadomo nie podlega wykładni.

Wróćmy teraz do naszych obrońców konstytucji i naszego hipotetycznie „mogętnego” ponad medialną średnią dziennikarza. Słucha on tej tyrady o „ustawie służącej wszystkim”, wyczekuje stosownego momentu i rzuca którymś z zawartych w konstytucji nonsensów czekając na wyjaśnienia.

Wówczas słyszy (tu wyjaśnię, że wraz z nim osobiście miałem okazje tego wysłuchać) następującej „obrony sycylijskiej” konstytucji z 1997 r.

„Panie redaktorze, może nie jest ona doskonała ale weźmy pod uwagę realia, w jakich powstawała. Wiadomo, że na początku była krojona przeciwko Wałęsie a później trochę szyta pod Kwaśniewskiego”.

Tak oto dowiadujemy się jak i z myślą o kim była „krojona” i „szyta” ustawa, która dziś jakoby „służy wszystkim”.

Trudno zatem dziwić się, że jednym z częściej stosowanym w orzecznictwie konstytucyjnym przepisem jest art. 2. Trudno dziwić się, że każda niemal interpretacja przepisów konstytucji ma swoją kontrinterpretację. Trudno wreszcie dziwić się, że Andrzej Rzepliński i spora część sędziów Trybunału Konstytucyjnego ma się za kogoś w rodzaju szamanów czytających z wnętrzności pierzastego węża.

Obecny kryzys konstytucyjny nie wynika z tego, że PiS czy Rzepliński i jego stronnicy łamią konstytucją (z czym najpewniej też mamy do czynienia) ale z tego, że konstytucja nie tylko daje możliwość takiego klinczu, w jakim tkwimy ale wręcz do niego zachęca.

A powinna być taka, że żaden Trybunał Konstytucyjny nie powinien być potrzebny. Jasna i zrozumiała nie tylko dla konstytucjonalisty, człowieka z prawniczym wykształceniem czy Gasiuk-Pihowicz ale dla przeciętnego obywatela. Który sam powinien być w stanie stwierdzić, że jego konstytucyjne prawa są gwałcone.

Wówczas wystarczy mu dać szansę złożenia skargi konstytucyjnej do sądu powszechnego, który rozpatrywałby ja z zachowaniem zasady instancyjności. Stworzyć mechanizm rozpatrywania skarg konstytucyjnych bez tworzenia organu, który ma możliwość uznać nieodwołalnie, że ziemia jest płaska.

Czemu tak nie jest i tak nie będzie doskonale wiem. Kiedy idę do lekarza wiem, że zapisze mi taki lek, który mi pomoże wyzdrowieć a paru osobom ( w tym często i lekarzowi) odłożyć na wakacje na Maui. Kiedy pomagam znajomym rozliczać podatki wiem, że alternatywa byłby jakiś kolega po fachu gościa, który stworzył te zawiłe reguły podatkowe ku chwale podatkowej korporacji. Kiedy załamuje się nad językiem ustaw i rozporządzeń mam świadomość, że gdybym wszystko rozumiał, żaden prawnik nie byłby mi potrzebny.

Trudno dziwić się, że konstytucja jest jaka jest. To w końcu nie tylko główna regulacja prawna. To także polisa gwarantująca przyszłość zarówno politykom jak i sporej grupie prawników.

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka