rosemann rosemann
3113
BLOG

Najpierw dla innych, później dla siebie (Koryto+)

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 95

Gdyby istniała odpowiednia technologia, to, co ująłem w tytule (oczywiście z wyjątkiem nawiasu) powinno być wypalane lub tatuowane w świadomości wszystkich funkcjonariuszy publicznych. Piszę to oczywiście poruszony ujawnionym wczoraj i poddanym sejmowej procedurze projektem zmiany zasad wynagradzania wysokich urzędników państwowych oraz posłów i senatorów. A także małżonki Prezydenta nad czym pochylę się na sam koniec.

Napisałem wyżej, że jestem „poruszony” ale prawdę mówiąc na samym początku zwyczajnie się wściekłem. Następnie wysłuchałem argumentów wypowiadających się w tej sprawie w mediach komentatorów i… wściekły może już nie jestem ale, jak powiedział kiedyś Marcellus Wallace, jest daleko do ok.*

Wbrew mej złości ja uznaję racjonalność części a może i większości argumentów, zgadzam się, że wynagrodzenia kierujących państwem szału nie robią a stawki dla odpowiadających merytorycznie a nie politycznie za to co się wykluwa i funkcjonuje w resortach to wręcz skandal.

Czemu zatem nie przejdę do porządku nad tym elementem „dobrej zmiany”? Bo za wyjątkowo nieszczęśliwy a nawet nieprzyzwoity uważam moment, w którym postanowiono zmienić prawo i wprowadzić zapowiedziane rozwiązania a jeśli chodzi o komunikację obecnej władzy ze społeczeństwem w tej sprawie uważam, że jest wręcz skandaliczna.

Jeśli chodzi o czas wprowadzenia przepisów podnoszących uposażenia najwyższych urzędników i parlamentarzystów, nie miałbym nic przeciwko temu, by zrobili to, jak planują, po niecałym roku sprawowania władzy. Z tym jednak zastrzeżeniem, że powinni to głośno i wyraźnie zapowiedzieć w trakcie kampanii wyborczej. Tu, z konieczności swobodnie, zacytuję komentarz jednego z użytkowników Twittera, adresowany do posłów PiS „Sorry ale na 2500 podwyżki to się podczas wyborów nie umawialiśmy”. I to jest sedno sprawy.

Kiedy zatem, skoro uważam, że zaplanowane rozwiązania mają jednak sens, byłby najlepszy moment? Oczywiście w ostatnim roku rządów, z zaznaczeniem, że zmiana przepisów wchodzi już w nowej kadencji i z nową (być może) ekipą. Żeby dla wszystkich było jasne, że ministrowie i posłowie nie realizują z myślą o sobie programu, jak go złośliwie nazwano, „Koryto+”.

Jeśli wyborcy uznają, że obecna władza zasługuje swymi dokonaniami, po kolejnych wygranych wyborach będzie się mogła cieszyć owocami i tej zmiany. Jeśli uznają, że nie zasługuje, dodatkową karą będzie przyglądanie się z ław opozycji a może i spoza sejmu jak dobrodziejstwem tej racjonalizacji wynagrodzeń cieszy się konkurencja.

Takie załatwienie sprawy jest może obarczone z punktu widzenia beneficjentów ryzykiem pewnego rozczarowania ale przynajmniej uczciwe wobec własnych wyborców.

Co zaś się tyczy komunikacji ze społeczeństwem w tej sprawie to już jest prawdziwy dramat. Którego może nie głównym aktorem ale symbolem jest pani Joanna Lichocka zarzucająca sieć w odpowiedzi na krytyczne uwagi wyliczankami wszelkich dobrodziejstw, których społeczeństwo zaznało za sprawą jej i jej koleżeństwa z Sejmu.

Zdumiewa mnie, że pani Lichocka, która przecież mediów i medialnego przekazu więcej niż tylko liznęła zachowuje się, jakby o czymś takim pierwszy raz słyszała lub zgoła nie słyszała w ogóle.

Nie przesadzę jeśli powiem, że wobec braku jakiejś zdecydowanej i profesjonalnej „twarzy PiS” pani Lichocka, świadomie lub nie, podjęła się pełnić rolę „gęby PiS”. Dokładnie z takim skutkiem  jakiego się z reguły po „gębach” oczekuje.

O pani Lichockiej pisze nie przypadkiem gdyż poza swą konkretną rolą w zaognianiu sporów zarówno związanych z obchodami rocznicy Powstania Warszawskiego jak i z obecnymi planami obozu władzy jest ona dowodem na brak sensownej polityki informacyjnej rządzących. Polityki, która, że przypomnę, nie polega tylko na informowaniu ale na koordynacji medialnego przekazu. Czyli jednym słowem wpływaniu na to kto, co , gdzie i kiedy mówi. I dotyczy to wszystkich poza Prezydentem, który o to zadbać musi na swój rachunek. Wszystkich od premiera po Lichocką czy Pawłowicz. W przypadku PiS owa „koordynacja” to pan Bochenek, którego niespecjalnie ceniłem już w roli wodzireja partyjnych konwencji a teraz, w roli rzecznika rządu uważam za zjawisko przypadkowe i mało zasługujące na uwagę.

Na koniec obiecana opinia w sprawie wynagrodzenia Pierwszych Dam. A w zasadzie w sprawie niektórych elementów wspomnianej „racjonalizacji”. Jestem jak najbardziej za przyznaniem pensji małżonkom prezydentów choć zastanawiam się tylko nad sposobem ich ustalania. Jasnym jest, co widać przynajmniej po pani Agacie Kornhauser-Dudzie, że bycie żoną Prezydenta oznacza rezygnację z wcześniejszej aktywności zawodowej. Z konsekwencjami w przyszłości. Co do wysokości poborów nie wiem czy nie lepszym rozwiązaniem byłoby przyznanie ich w wysokości dotychczasowego wynagrodzenia (lub średniej krajowej jeśli „Pierwsza Dama” wcześniej nie pracowała) i pokrywanie dodatkowo przez budżet wszystkich wydatków związanych z funkcją reprezentacyjną (ubiory, fryzjerzy, styliści itd.).

Kolejnym wartym uwagi elementem „racjonalizacji wynagrodzeń” są wynagrodzenia posłów. Tu znów odwołam się do pani Lichockiej zasypującej wczoraj Twitter serią wyliczanek co dla nas posłowie PiS i reszty koalicji przez minione miesiące zrobili. Chciałbym pani Lichockiej zwrócić uwagę, że w większości wymienionych spraw rola większości posłów sprowadzała się do odebrania karteczki z instrukcją głosowania, wciśnięcia guzika i podniesienia lub niepodniesienia ręki. Mógłbym wskazać pani poseł wiele osób, które przy wdrażaniu uchwalanych przez nią przepisów napracują się zdecydowanie więcej niż ona przy legislacji a „na rękę” biorą mniej niż ona wzięłaby planowanej podwyżki.

Wyjątkowo słabe jest argumentowanie, że podwyżki dla posłów i w ogóle dla polityków to taki mechanizm chroniący państwo przed złodziejstwem i korupcją. Czyli, w domyśle, jak nie damy tej forsy to sobie odbiją kradnąc lub biorąc łapówki.

Odpowiadając każdemu, kto tak mówi, zaproponuję eksperyment. Nich, jeśli tak uważa, przejdzie się do szefów partii, do Kaczyńskiego, Schetyny, Petru i Kukiza i zapyta (prosząc przy tym o podanie nazwisk) ilu jest w ich partiach jest takich, którzy nie dostawszy podwyżek zaczną kraść lub brać łapówki. Zaręczam, że nie padnie inna liczba niż zero i nie zostanie wymienione żadne nazwisko. Zatem w tej sprawie mamy spokój.

Chciałbym jakoś spuentować tekst ale co tu puentować?

 

* kwestia z Pulp Fiction Tarantino

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka