rosemann rosemann
3277
BLOG

Warszawa śmierdzi trupem

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 62

Niech mi wybaczą mieszkańcy stolicy bo ani ich ani ich miasta nie miałem na myśli pisząc tytuł. Tytułowy smród rozchodzi się oczywiście ze stołecznego ratusza.

Wbrew pozorom nie mam zamiaru analizować głośnych materiałów z ostatnich dni, ujawnionych przez te media, od których po latach wcześniejszych doświadczeń władze Warszawy a w szczególności formalna wiceszefowa Platformy Obywatelskiej pani Gronkiewicz Waltz mogła oczekiwać jakiejś wyrozumiałości. Kto chce poznać fakty ten, niestety, musi sięgnąć po „Wyborczą” lub zrobić sobie kwerendę z wcześniejszych i nie robiących oczywiście takiego wrażenia jak publikacja z Czerskiej materiałów ujawnianych przez „Miasto jest nasze”.

Mnie bowiem zaciekawiło coś zupełnie innego.

Planowałem akurat tekst, który odniósłby się do wyglądającego na nieco histeryczny acz jak najbardziej przemyślanego i dość istotnego dla próbujących przewidywać polityczną przyszłość kraju na najbliższe miesiące listu prezydenta Sopotu, Jacka Karnowskiego. Nawołując do intensyfikacji oporu wobec działań PiS Karnowski podparł się (krótką bo krótką ale zawsze) listą osób, które w jego ocenie już można uznać za ofiary polityczne panującego u nas reżimu.

Gdy przez zabraniem się za pisanie niniejszego tekstu wróciłem do treści tego listu byłem pewien, że wśród tych ofiar, gdzieś obok obecnego prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza musiała zostać wymieniona także i pani Hanna Gronkiewicz-Waltz. Tak mi się to wydało oczywiste po pierwszej lekturze epistoły włodarza Sopotu i po zapamiętaniu jej wymowy.  Nie przypadkiem przywołałem tu Adamowicza bo skoro on z tym bagażem swoich „dokonań biznesowych”, „przekształceń majątkowych” i osobliwych ich objaśnień został uznany przez Karnowskiego za potencjalnego więźnia politycznego to pani Hanna powinna jeszcze bardziej. Trudno przecież nie zauważyć, że to ona ma obecnie największe potencjalnie kłopoty z prawem. I sprawiedliwością.  Wszak do jej biura CBA zapukało znacznie wcześniej niż do drzwi gdańskiego „Budynia”.

Ale skoro Jacek Karnowski uznał za stosowne pominąć milczeniem trwającą właśnie polityczną martyrologię pani Hanny nie sposób zapytać co to może oznaczać. Bo chyba coś musi. Tu zaznaczę, że z panem Karnowskim w żadnej komitywie nie jestem więc nie mogę u źródła poprosić o wyjaśnienia i muszę pozostać na etapie przypuszczeń.

Przychodzą mi do głowy dwie możliwości. A właściwie trzy ale ta, że pan Karnowski zapomniał o pani Gronkiewicz choć pamiętał o pani Kamińskiej, którą chyba w ogóle mało kto pamięta, wydaje mi się mało prawdopodobna.

Z dwóch bardziej prawdopodobnych pierwsza jest taka, że pan Jacek owszem, o pani Hannie pamiętał ale jak już posłał list do „Wyborczej” zwrotną drogą dostał informację, że gazeta właśnie kończy adiustować pokaźny tekścik o dokonaniach ratusza pod wodzą pani Waltz i sugestię by może lepiej nie psuć wydźwięku listu ewentualnym poczuciem ambiwalencji przyszłych, równoczesnych czytelników obu materiałów.

Druga możliwość jest taka, że Jacek Karnowski z jakiegoś powodu z większym zainteresowaniem śledził publikacje poświęcone warszawskim przekrętom reprywatyzacyjnym niż cudownym sposobom pomnażania majątku w wykonaniu jego kolegi przez miedzę.

Osobiście obstawiam to pierwsze. Obstawiam, że gdzieś tam, wcale nie w głowie Jacka Karnowskiego pojawiła się refleksja, że Hanny Gronkiewicz-Waltz po prostu nie da się obronić i, że nie warto w związku z tym psuć sobie narracji stawiając ją obok przyszłych ofiar reżimu.

Trudno powiedzieć co ma za uszami pani Gronkiewicz-Waltz, że nie była godna znaleźć się obok Adamowicza, który zgromadził setki tysięcy złotych ofiarowane przez teściów-staruszków, kupił taką kupę mieszkań, że sam zapominał ile ich ma więc pewnie z tego powodu porozdawał je rodzinie. Jak na razie jedyne, co jej się zarzuca to kompletny brak kontroli nad tym, co jej ekipa w Warszawie wyczyniała.

Co ciekawe nie tylko Jacek Karnowski nie widzi w tym, co spotyka panią prezydent godnych uwagi elementów politycznej martyrologii. Nie tylko mnie zastanawia niemal kompletna cisza po stronie jej partyjnych kolegów. Szefa lewicowej partii „Razem” Adriana Zandberga również zastanowiło to milczenie czym podzielił się na Twitterze pisząc „Szokujące milczenie PO i władz W-wy po tekście Wyborczej o związkach ratusza z handlarzami roszczeń. Nie zamilczycie tego: czas na dymisje!”*

 Jeden z telewizyjnych komentatorów (nie pamiętam kto i nie jestem pewien czy to było w Polsat News czy w innym programie) zwrócił uwagę, że poza Marcinem Kierwińskim, który akurat jest blisko związany z mazowiecką PO i panią Hanną nikt nie poczuł się w obowiązku by wyklinać władzę za nękanie tak prominentnej opozycjonistki. By cokolwiek publicznie powiedzieć w jej obronie.

Może być i tak, że za chwilę ruszą energicznie z obroną a na razie zastanawiają się jeszcze „o co kaman” z tą „Wyborczą” i TVN-em tak brutalnie orzącymi „poletko” pani wiceprzewodniczącej PO.

Ale może jest tak, że faktycznie z Ratusza tak już zalatuje trupem (rzecz jasna politycznym), że nikt nie chce ryzykować.

* https://twitter.com/ZandbergRAZEM/status/766961797798645760

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka