rosemann rosemann
3409
BLOG

PiS odejdzie kiedy zechce

rosemann rosemann Polityka Obserwuj notkę 34

PiS odejdzie kiedy zechce. Tak mi wychodzi na podstawie ostatnich sondaży poparcia i analizy zachowań opozycji i przychylnych im mediów. O sondażach będzie dalej bo opozycja i media są, że tak powiem, zjawiskiem bardziej malowniczym.

Żeby jednak uniknąć nieporozumień, choć pewnie tego się nie ustrzegę bo zawsze znajdzie się ktoś, kto swoimi uwagami zechce podzielić się już po przeczytaniu tytułu albo pierwszego akapitu, jedno od razu wyjaśnię. Ja wcale nie uważam, że rządy obecnej ekipy trwały będą do momentu, aż powie ona sobie któregoś dnia, że już się jej nie chce. Nie, takie fantasmagorie nie rodzą się ani w mojej ani chyba w niczyjej głowie. Po prostu któregoś dnia świadomość tej słabej opozycji, tych bezradnych mediów i tych szybujących sondaży tak przesiąknie pychą, że się PiS przewróci o własne nogi. I tyle będzie jego władzy.

W normalnych warunkach to zestawienie aktualnej siły opozycji, osobliwej skuteczności krytycznych wobec władzy mediów i korzystnych dla władzy wyników badania opinii społecznej byłoby wiadomością wspaniałą i dla niej i dla jej wyborców. U nas raczej nie powinna. Powinna być czymś w rodzaju światła ostrzegawczego.

Lepszej czyli gorszej opozycji PiS nie mógł sobie wymarzyć. Choć jest ona nieprzewidywalna i trudno przewidzieć jej zachowania przyjmując wydawałoby się oczywiste kryterium racjonalności, władza ma to szczęście, że ta nieprzewidywalność sprowadza się w zasadzie do niespodziewanych wtop i  upadków. Co więcej upadki te najbardziej zdają się cieszyć wcale nie władzę i jej środowisko ale funkcjonujących obok w opozycji ni to partnerów ni to konkurentów.

Ten tak ładnie (nieskromnie przyznam) przeze mnie nazwany status ni to partnerów ni to konkurentów sprowadza się, co pewnie wszyscy już zdążyli zauważyć, do naprzemiennych deklaracji o potrzebie współpracy w walce z „reżimem” i nóg podkładanych sobie przy każdej możliwej okazji.

Sytuacja najświeższa, związana z reprywatyzacyjnym skandalem w warszawie jest tego świetną ilustracją. Jakkolwiek trudno nie przyznać, że najbardziej na nim skorzysta PiS, najciekawsze jest właśnie zwarcie „partnerów” w osobach Petru i Schetyny. Temu pierwszemu trudno się dziwić, że uderzył w PO przy tej okazji. Wbrew wielu obserwatorom i komentatorom nie ma to wiele a może nic wspólnego z ostatnio odnotowanym w kilku badaniach tąpnięciem skali poparcia dla .Nowoczesnej. po prostu Petru nie mógł inaczej zareagować nie narażając się na zarzut bycia politykiem kompletnie niepoważnym.

Dla odmiany Schetyna, któremu wielu od wczoraj zarzuca, że postanowił pogrążyć partię nie odcinając się od Gronkiewicz-Waltz w zasadzie nie miał innego wyjścia. O ile miał  zamiar nadal rywalizować o magiczną pozycję „lidera całej opozycji parlamentarnej” musiał różnić się od Petru a już na pewno nie mógł mu przytakiwać.

Myślę, że wydarzenia w Warszawie klincz między Petru i Schetyną przedłużą i uczynią pikantniejszym. Dając przy okazji PiS-owi zgubny moim zdaniem czas dłuższego wytchnienia. Sprawa jest w moim przekonaniu na tyle rozwojowa, że Petru będzie miał jeszcze nie jedną okazje do bycia mini trybunem ludowym a Schetyna będzie się jeszcze bardziej pogrążał w kontrze do niego. W układzie dwubiegunowym zawsze jeden musi być tym dobrym a drugi tym złym.

Pytanie w co zagrała Czerska i Wiertnicza czołgając najpierw Gronkiewicz-Waltz i przyczyniając się do rozpalenia wokół Warszawy politycznego pożaru by zaraz potem ruszyć jej na ratunek było jednym z częściej wczoraj zadawanych.

W mojej ocenie nie jest tak, jak wielu sugerowało, że wspomniane media postanowiły porzucić PO po sławnym (a dla wielu niesławnym) wywiadzie Schetyny dla „Do Rzeczy” i przerzucić się jednoznacznie na wspieranie Petru. Owszem, sądzę, że wywiad ten mocno wstrząsnął wspomnianymi wcześniej dwoma adresami ale nie poskutkował żadną zdecydowaną zmianą strategii lecz wywołał na razie stan poważnej dezorientacji. Natomiast rola „Wyborczej” w odpaleniu sprawy Chmielnej 70 to raczej działanie prewencyjne niż chęć zaszkodzenia warszawskiemu Ratuszowi.  „Wyborcza” od dawna była zorientowana jak mało kto w sprawie tak zwanego „układu warszawskiego” i najpewniej uznała, że teraz jest ostatni moment by podjąć próbę przecięcia owego pęczniejącego wrzodu bez ryzyka politycznego zgonu Gronkiewicz – Waltz. Sądzę tak choćby dlatego, że nawet dla mnie, okazjonalnie stykającego się z tematyką warszawską publikacja „Wyborczej” nie zawierała nic, o czym bym wcześniej nie czytał czy nie słyszał. Czerskiej, jeśli faktycznie wytrząsnął nią z nagła nawrócony Schetyna, nie ma żadnego interesu w politycznym „zabijaniu”, pani Waltz, jedynej chyba do wczoraj przeciwwagi dla pełni władzy pana Grzegorza nad PO ani tym bardziej w oddawaniu nie wiedzieć komu „bastionu Warszawa”. Polityczna śmierć HGW to oczywiście kwestia czasu ale to będzie czas, który być może pozwoli coś wymyślić.

Kiedy słyszę sugestie, że teraz będzie się wszystko stawiać na Petru mimowolnie zaczynam się uśmiechać. Jakbym sobie wcześniej nie tłumaczył, żebym przynajmniej starał się zachować powagę. Jakiś czas temu spotkałem mego przyjaciela, który był pierwszym znanym mi osobiście stronnikiem Petry, kiedy tamten dopiero klecił swoje ugrupowanie. Podczas wspomnianego, niedawnego spotkania to ja byłem niej krytyczny i wobec lidera .Nowoczesnej i, w nieco mniejszym stopniu, wobec czołowych gwiazd medialnych tego ugrupowania. O tych ostatnich tak często z różnych stron słyszę „głupie dzidy od Petru”, że mocno zastanawiam się kto klecił ten polityczny projekt i czemu aż tak głupio. I myślę, że świadomość jakiegoś błędu w sztuce mają także i ci, którzy na co dzień muszą zadawać sobie pytanie „jak nie ze Schetyna to z kim?”

I na koniec sondaże. Wczoraj dla TVN-u Ludwik Dorn, zresztą nie pierwszy, zinterpretował je jako wcale nie takie dobre dla PiS bo jakoby odzwierciedlające ledwie wynik wyborczy i partii Kaczyńskiego i reszty stawki a więc dowodzące słabość zwycięzcy, który powinien mieć dodatkowy bonus za tak spektakularne przecież zwycięstwo. Oczywiście nie ma racji Dorn powołując się na wyniki uzyskiwane w badaniach przez zwycięski SLD i zwycięską PO niedługo po wyborach. Przy takiej wojnie propagandowej, jaką od „Newsweeka” i „Wyborczej” po „Die Zeit” i „New York Times” rozpętano przeciwko PiS, PO i SLD miałyby pewnie coś koło 5% poparcia.

Ale to nie jest, jak już na początku napisałem, dobrze dla tych, którzy PiS życzą jak najlepiej i jak najdłuższych rządów. Bo PiS, przy całej swej odmienności od takiej PO, jest bardziej taki sam jak cała klasa polityczna niż inny niż ona. I jest bardzo prawdopodobne, że w wyniku takiej fali samych dobrych wieści komuś w PiS  w końcu tak strzelą bezpieczniki, że zafunduje nam takie przedstawienie w konwencji tego wczorajszego i załatwi swej partii najbardziej spektakularną fazę politycznego rollercoastera czyli gwałtowny zjazd w dół.

rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka