rosemann rosemann
1276
BLOG

Kowbojki i kowboje w Babich Dołach (Dzień czwarty)

rosemann rosemann Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Natura nie zna litości i tych, którym piątek w Babich Dołach wydał się koszmarem postanowiła przekonać, jak mało wiedzą czym jest pogodowy koszmar. I nagle znów Babie Doły stały się tymi Babimi Dołami, których nikt jeszcze nie miał odwagi nazywać Gdynią-Kosakowem-Lotniskiem. Był nieustanny deszcz, padający islandzkim zwyczajem zewsząd. No może nie do końca bo z dołu nie padał. Ale za to w dole było błoto, które popamięta niejeden trampek czy niubalans. O ile przeżyły.

To był dzień kowbojek i kowbojów. I będzie bardziej o nich niż o muzyce.

Dzień zaczął go jakiś tam Krzysztof Zalewski ale on kowbojem nie był więc go pomińmy.

Pierwsze, co usłyszałem tego dnia to „Misirlou”, od którego zaczyna się ścieżka dźwiękowa Pulp Fiction Tarantino. Na scenie alternatywnej The Shelters z Dzikiego Zachodu zaczęli w ten sposób i już do końca katowali tak a nawet mocniej swoje gitary. Jakby to były pacemakery czy inne winchestery. Prawie nie zwalniali. To był najmocniejszy początek z tych czterech dni.


Wielką siłą woli się od nich oderwałem by pójść na Julie Pietruchę. Była rok temu ale wtedy mi się nie udało od czegoś oderwać.

I to był grzech. Że się wtedy nie oderwałem.

W poprzedniej notce wychwalałem Brodkę szczerze sądząc, że tu, na tym naszym Dzikim Zachodzie nikt tak jak ona nie da rady się wzbić. Okazało się, że dał. I to z taka łatwością, że Brodka szczerze powinna Julii życzyć wszystkiego najgorszego. Pietrucha swój pierwszy w życiu koncert zagrała faktycznie rok temu na Openerze. I tu musi urodzić się oczywiste pytanie kto w takim razie stoi za projektem „Julia Pietrucha”. Zabluźnię i zasugeruję, że sam Bóg. Bo nikt inny nie byłby w stanie. Julia ma głos, który jest darem, którego nie ma ani Przybysz, ani Brodka ani żadna inna z naszych mistrzyń. Ma pomysł na siebie i umiejętność, by ten pomysł zrealizować po mistrzowsku. Ja na samym początku kręciłem nosem pytając siebie jaki sens ma w Polsce dziewczyna śpiewająca jakby urodziła się w Kansas i w życiu nie wychyliła nosa dalej niż do Newady, Teksasu czy najwyżej do Luizjany. Ale sam sobie odpowiedziałem że bardzo gdzieś mam jakiś tam „sens”. Jeśli teraz sięgniecie do jutuba by poszukać Julii to powiem „szukajcie ale i tak nie znajdziecie”. Bo to, co zobaczycie to ledwie jedna dziesiąta tego, co ona robiła na scenie. Dlatego nic nie wkleiłem.

Kolega mnie ściągnął na Georga Ezrę. I to kolejne objawienie. Chłopak ma niesamowity głos Deana Martina przechodzący czasem w Presleya a do tego niesamowitą łatwość śpiewu. Prawie nie otwierając ust jest w stanie zrobić to, co inni dają radę dopiero jak się wpół zegną i kolanem docisną sobie przeponę. Do tego muzyka ciepła i zwiewna jak piasek Kolorado. Chłopak popełnił jeden błąd. Marketingowy a nie muzyczny. Przyznał, że jego dziewczyna gra z nim. I złamał w tym momencie tysiące serc.

A tu go macie w pełnej krasie. W dodatku z Gandalfem.



O.S.T.R. zaczął od opowieści o odzyskaniu życia. Mocnej ale od pewnego momentu nieco przegadanej i tandetnej. Potem był w starej dobrej formie. Może mnie nie porwał ale na szacunek zasłużył.

Po nim był Taco Hemingway i to był najważniejszy koncert. Nie tylko tego dnia ale całego festiwalu. Nie ze względów muzycznych. Muzycznie Taco postawił na zbytnią surowość chowając bardziej z tyłu muzykę i eksponując rap. Raper z niego świetny (o czym też jeszcze będzie) ale jednak żal trochę. Pamiętam go sprzed dwóch lat i wtedy było znacznie lepiej.

Potem jeszcze widziałem Niemoc, o której mogę powiedzieć tyle, że nic nie mogę powiedzieć, że muzycznie było to gdzieś w okolicach Lush i innych brytyjskich zespołów tamtego nurtu a jak śpiewali? Dwa razy podchodziłem i nie śpiewali…

Widziałem też The XX. Godna polecenia gitarowa muzyka na chłopaka i dziewczynę. Nie wklejam bo na jutubie nie są gitarowi tylko do kitu. Ale tak bywa…

Dua Lipa słyszałem ale odwrócony plecami i nieco zajęty.  Jest bardzo dobra. To znów nie moja muzyka, którą przez jej jakość polecam.



A Lorde dla odmiany jest przereklamowana.

I teraz wracamy do Taco i najważniejszego koncertu. Najważniejsze było jednak to, co działo się poza muzyką.

Umawiałem się jakoś z Bogna i Igorem ale wyglądało na to, że nieskutecznie. Nawet przygotowałem sobie na potrzeby notki taki dowcip, że usilnie wypatrywałem w tłumie garnituru ale bez powodzenia. Później Igor próbował mi wmówić, że on w życiu nie miał na sobie garnituru dowodząc tym, że jest prawdziwym kowbojem. Takim co z przygryzioną zębami zapałką mówi „Bierzesz mnie chyba człowieku za kogoś innego”. Zdradziłem nieco co było dalej ale powiem jak było. Widząc tłum idący na Taco  powiedziałem sobie „stanę tu i będą musieli iść”. No i stałem „tu” a oni szli. Bogna ma w oczach iskry, dla jakich na Dzikim Zachodzie potrafili strzelać w plecy. „Ależ to piękna kobieta jest” pomyślałem. I to też taka tradycja z Babich Dołów bo niejeden raz (choć po prawdzie też nie za często jednak…) miałem okazje w różnych okolicznościach tak pomyśleć. Oczywiście głośno tego nie powiedziałem naprędce ratując się mniej ryzykownym komplementem. Bo to taki żart natury jest okrutny, że gdybym to powiedział, Igor, zgadzając się ze mną w 100 a może i w 800% musiałby mi wlać. Nie mógłby inaczej.

Wtedy tylko chwilę porozmawialiśmy bo oni szli na Taco a ja w pierwszym podejściu na Niemoc. Umówiliśmy się w miejscu, które mi kiedyś Futrzak pokazał i w którym teraz umawiam się gdy z kimś się umawiam.

Z Niemocą było jak napisałem więc poszedłem na Taco i stałem tam, gdzie Futrzak kazał. Zaraz prawie przyszli Bogna z Igorem. „Ależ to piękna kobieta jest” pomyślałem…

Bogna wyłożyła mi logicznie czemu Taco najlepszym polskim raperem jest a Igor przyznał się do paru grzechów młodości. Czemu Taco jest najlepszy nie powiem bo nie po to wiemy tylko we troje by to zmieniać. A Igor jeszcze opowiedział dowcip. Którego też nie powtórzę bo nie zrozumiecie dziatki.

Miałem ochotę jeszcze zostać z nimi ale nie chciałem im zabierać czasu, który mieli dla siebie. Popatrzyłem jeszcze na  Kolory na scenie Firestona ale tylko do momentu, gdy okazało się, że wokalistka z mocnym wysokim głosem jest wokalistą z mocnym, wysokim głosem. A ja wielokrotnie mówiłem, że pipczochów wyciągających uuuuuaaaaaaaaa nie lubię.

Po drugim podejściu do Niemocy znów wróciłem na Taco akurat gdy zagrał „Następną stację” i „Deszcz na betonie”.



A potem deszcz zalał im lapka i koncert przerwano. Publika nie była zbyt cierpliwa i ruszyła spod sceny. Nie cała ale ruszyła. I wtedy…

Minęły mnie dwie dziewczyny na oko w wieku licealnym. Jedna rzuciła do mnie „Fajny koncert”. Zagadałem o tym sprzed dwóch lat i…

Ela i Ala (imiona zmieniłem) to najbardziej niesamowite i nierzeczywiste zdarzenie z Babich Dołów. Ela jest z zagranicy, z takiego naprawdę Dzikiego Zachodu choć bliskiego a Ala z miasteczka, w którym, jak dawno postanowiłem, kiedyś zamieszkam. I są najprawdziwszymi kowbojkami. Strzelają bez ostrzeżenia i bez wahania. Ja jestem bardzo średni w nawiązywaniu więzi społecznych a przez dwie godziny rozmawiałem o życiu i jego peryferiach z dwiema kumpelami, które zdawało się jakbym znał od urodzenia. Tak naprawdę nie były licealistkami (choć do teraz mam podejrzenie, że mnie jednak wkręcały) i miały już za sobą kawałek „dużego” życia i pierwsze wejście w „smugę cienia”. I o tym też gadaliśmy. Stałem z nimi w najbardziej bucerskiej i najdłuższej (pomijając taką po darmowe fajki) kolejce w babich Dołach do Torresa po wino, usłyszałem, że w jednej życiowej damsko-męskiej sytuacji zachowałem się jak „dupa wołowa” (co świętą prawdą jest), umówiłem się z Elą na maraton, dowiedziałem się, że powinienem zapuścić brodę, przez tłum przebijaliśmy się robiąc „pociąg”. I jesteśmy umówienie za rok. Tak jak z Bogną i Igorem. To znaczy tu trochę przesadziłem bo tylko namawiałem ich a Bogna z Igorem się wahali.

Odprowadziłem dziewczyny prawie pod scenę, wyściskaliśmy się i powoli zacząłem myśleć o powrocie.

Zanim pojechałem, pożegnałem się z kolegą sprzed wielu lat, który w Babich Dołach potrafił mnie w ułamku sekundy rozpoznać. Na koniec powspominaliśmy.

Bogna z Igorem zapytali mnie zanim się rozstaliśmy na co jeszcze warto iść. Z jakimś kiepskim żartem coś tam podrzuciłem.

Bo tak naprawdę Bogno i Igorze tam się nie jedzie „na coś”. Choć ja sam niby jadę a to na Queens of the Stona Age albo na Sonic Youth czy Jacka White ale tak naprawdę tam (i w tysiące innych miejsc) jedzie się by dać się ponieść radości życia. Pod postacią pięknej kobiety, dwóch niesamowicie otwartych dziewczyn, kolegi, który na koniec mówi, że cechauj tam Foo Fighters bo najważniejsze, że ciebie spotkał i różnymi innymi postaciami.

A muzykę zawsze znajdziecie taką, która was ujmie. Najczęściej zupełnie nieznaną i kompletnie niespodziewaną.

Jedzie się  tam by o 15 wejść i zdążyć przy nalewaku pogadać z panią, która lejąc pianę pyta na co przyjechałeś a usłyszawszy, że na Taco wyjaśnia, że „wychowała się na innej muzyce”. I śmieje się gówniara jedna gdy ty się śmiejesz próbując ci przy tym tłumaczyć „Bo ja taka młoda proszę pana to wcale nie jestem”. By podejść do dziewczyny z „ochrony”, ustawionej na 13 godzin w najgorszym miejscu, z którego nic kompletnie nie widać ani nie słychać i zaproponować, że po zmroku przyjdziesz, weźmiesz od niej jej pomarańczowe wdzianko i na dwie godziny ja zastąpisz by cokolwiek zdążyła zobaczyć a ona odmawia ale tak cicho, mając w oczach taka chęć, by spróbować jednak. Po to aby chłopak, który widząc, że Foo Fighters już na bis nie wyjdą krzyczy „No co qrwa!” miał się do kogo natychmiast (całkowicie z własnej woli) odwrócić i nieco spłoszony powiedzieć „Ja bardzo przepraszam, że się wyraziłem”. By łazić stopięćdziesiątsiedem razy festiwalowym deptakiem patrząc na ludzi… Po to.

Potem już tylko droga w koszmarnym deszczu i z „Trójką”, w której liczyłem na Annę Gacek ale był pan od hiphopu, pan od elektroniki i pan od soulu.

I na koniec dzień czwarty


1.      Julia Pietrucha


2.      George Ezra


3.      Taco Hemingway/The Shelters


I dziesiątka festiwalu:


1 Taco ( a z nim Bogna z Igorem, Ela i Ala, kolega z przeszłości, dziewczyna od uśmiechu, dziewczyna z Foo Fighters, pani z nalewaka, pani z ochrony,  kwatera Rewa, Morska 29)


Muzycznie:


1.      Foo Fighters


2.      The Kills


3.      Julia Pietrucha


4.      Solange


5.      Brodka


6.      George Ezra


7.      Bownik


8.      Royal Blood


9.      Phropets of Rage


10.  Ralph Kaminski




 


rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura